Udało mi się dzisiaj jeść w miarę czysto (co oznacza dla mnie po prostu zdrowo i z umiarkowaną ilością węglowodanów). Moja dieta nie zawiera pszenicy (właściwie gdyby nie jakieś minimalne ilości w pasztecie to pewnie mogłabym napisać, że jest w 100% bezglutenowa), nabiału krowiego, olejów roślinnych i przetworzonej żywności. Zdarza mi się jeść natomiast cukier (najczęściej w postaci czekolady) i nadal uważam, że moja dieta jest całkiem niezła pod względem nazwijmy to „zdrowotności”. Jest lepsza i gorsza (częściej lepsza), ale zdecydowanie nie jest idealna 🙂 I pewnie nigdy nie będzie, choć każdego dnia staram się aby taka była. Mam za sobą okres ortodoksyjnego podejścia do liczenia kalorii i odmawiania sobie wszystkiego, (zwłaszcza tłuszczu co jest oczywiście totalnym bezsensem). Właściwie był chyba moment, że liczyłam nawet ziarenka ryżu i naprawdę nigdy nie chciałabym do tego wrócić. To był najbardziej destrukcyjny okres dla mojego organizmu, dlatego jestem chyba ostatnią osoba, która kazałaby komuś liczyć kalorie (mimo że prowadzę konsultacje żywieniowe). To jest zupełnie zbędne jeśli po prostu chcemy wyglądać bardzo dobrze (i nie startować w zawodach bikini fitness) i co najważniejsze być zdrowi. Wiem, że dla wielu z Was niejedzenie pszenicy to już masochizm i przesada, ale ja po prostu na takiej „diecie” wreszcie czuję się wspaniale i podobam się sobie. Dieta bez pszenicy wyzwoliła mnie z wszystkich okropieństw, o których pisałam w poprzednim poście. Czuję się super i tego się trzymam.
A dzisiejsze jedzonko:
śniadanie – pasztet z kaczych wątróbek (rarytasik z Targu na Zielonym w Gliwicach) z kiszoną kapustą
obiad – stek ze schabu, pieczony kalafior i topinamur z wiórkami zimnego masła, pieczona pietruszka (przepis z bloga Kwestia Smaku)
Przekąska – reszta kalafiora i pietruszki, woda ze świeżym imbirem, cytryną i miodem słonecznikowym (z Targu) i grzeszek – imbir w czekoladzie 🙂
Trening
Po treningu wypiję koktajl „jesienno – zimowy” czyli mleko kokosowe, jarmuż, spirulina i acerola, mango, pomarańcza i trochę świeżego imbiru. I zjem 2 surowe żółtka (tak, wiem :)) Jak będę głodna to wciągnę jeszcze banana 🙂
W tym roku chyba po raz pierwszy jem sezonowo, bo… kupuję na lokalnym targu, a nie w supermarkecie, którym maliny są cały rok 🙂 Moja dieta obfituje teraz w kiszonki, warzywa korzeniowe, jarmuż, kalafior, brokuły, jabłka, gruszki. Ostatnio kupiłam świeżą żurawinę, ale nie mam pomysłu co z niej zrobić (w koktajlu mi nie smakuje).
P.s dobrze, że na czekoladę jest sezon cały rok 🙂